Jak wybrać słowa do słownika doMowego?
Zapraszamy was na słowobranie ― chcemy wspólnie z wami stworzyć słowniczek stu słów zaczerpniętych z waszych rodzinnych zbiorów. Zachęcamy, by w pierwszej części warsztatów rodzinnych szukać wszystkich skarbów polszczyzny domowej ― także powiedzonek i dziecięcych przekrętów. Jest to dobra rozgrzewka przed właściwą częścią zajęć, a jednocześnie doświadczenie wzmacniające (bo rodzina z łatwością powinna odnaleźć przynajmniej kilka słów lub wyrażeń z własnego familektu) i integrujące. W drugiej, właściwej części radzimy jednak skupić się na tych elementach języka domowego, które mogłyby wzbogacić polszczyznę, wejść do jej leksykonu i przydać się innym użytkownikom języka. Jak rozpoznać dobrego kandydata do słowniczka wśród tylu skarbów językowych? Mamy dla was kilka wskazówek[1]! Potraktujcie je jak propozycje, pamiętając o tym, że wybrane przez waszych czytelników słowa nie muszą spełniać wszystkich podanych warunków.
1. Prawo niedoboru
Na szpargały elektryczne w szufladzie dziadka mówiłem jako dziecko moki. No i się utrwaliło. Podobno od „smoki” się to wzięło. Dziś (a ja mam lat 50) wiele osób w rodzinie mówi na przykład, że „stare moki trzeba wyrzucić”. (Łukasz)
U mojego faceta w domu na ugniatanie przez kota łapkami mówiło się “juptaczenie” lub „jobienie”, bo jak mój chłopak był malutki, to zachęcał kota, żeby tak robił, mówiąc „jup tak!” (Aleksandra)
Lizania ― czyli lazania palce lizać. Aby lazania stała się lizanią musi być przygotowana przez ciocię Anię ― czyli mnie ― w asyście bratanka. (Anna)
― Pociuciować ― doprawić danie szczyptą soli lub pieprzu.
― To od „ciut”?
― Tak. (Magdalena)
Aby wprowadzenie nowego słowa do języka było zasadne, neologizm powinien uzupełniać jakąś lukę w systemie: nazywać coś, co nie ma jeszcze swojego określenia, zaspokajać potrzeby nazewnicze użytkowników ― poniekąd tak, jak produkty sprzedawane na rynku powinny odpowiadać na oczekiwania klientów. Analogię tę można rozwinąć: tak jak producenci mogą wykreować u kupujących potrzebę, z której ci ostatni nie zdawali sobie sprawy, tak też niektóre neologizmy uświadamiają nam, że dotychczas brakowało w naszym języku jakiegoś ważnego słowa nazywającego fragment rzeczywistości. Czasem luka wynika z braku polskiego odpowiednika zapożyczonego wyrazu, który funkcjonuje w polszczyżnie jako wtręt językowy, czyli ciało obce, niezakorzenione w systemie i niedostosowane pod względem wymowy, odmiany, zapisu. Innym razem niedobór polega na braku słowa nazywającego jakąś nietypową czy nowe zjawisko społeczne. Opisując neologizmy dziecięce, weźmy pod uwagę ich przydatność ― o ile przekręty typu malolot zamiast samolot itp. są urocze i zabawne, to z punktu widzenia prawa niedoboru po prostu podwajają one istniejące już słowa w tych samych znaczeniach.
2. Prawo lenistwa (albo oszczędności)
U nas była benzynacja, czyli stacja benzynowa. Klasyk mojej córki Toni. (Malina)
Ziemniaczak ― stonka ziemniaczaka. (Gabriela)
Pustelki ― puste butelki, podobnie jak pustełka ― puste pudełka. (Dalia)
Dlaczego tak chętnie używamy skrótów ― komp zamiast komputer i spec zamiast specjalista? Słyszymy na ulicu pszam zamiast przepraszam i se zamiast sobie? Dla użytkowników języka najważniejsza jest oszczędność czasu i wysiłku. Przejawia się nie tylko w uproszczonej wymowie w języku potocznym, ale także w zamiłowaniu do form i konstrukcji jak najłatwiejszych i najkrótszych. Zasada ta obowiązuje także przy ocenie nowego słownictwa. Przyglądając się neologizmom naszych dzieci, zastanówmy się więc: czy słowa te pozwalają wyrazić coś szybciej lub prościej niż wyrazy ogólnie znane?
3. Prawo piękna
Ssiarenko ― moje określenie z dzieciństwa na sytuację, gdy przychodziłam się przytulić do rodziców. Nie wiem dokładnie, z czego mi się to słowo wzięło, ale nadal mi się jego brzmienie kojarzy uroczo i przytulnie (Anna)
Chruma ― locha. „Chrum chrum chrum, to idzie duża chruma z małymi chrumciętami” ― to od moich dzieci. (Agnieszka)
Gurgulon ― myślałam, że to zwykłe słowo, dopiero jak zamieszkałam z moim chłopakiem, to okazało się, że nie. Oznacza niewygodną fałdę, np. jak nowo powleczona kołdra jest nierówno w poszeewce, jest tam gurgulon, czyli kołdra jest zgurguloniona. (Małgorzata)
Wielkolutny okrut ― wymyśliła kiedyś trzyletnia Maja, relacjonując bajkę o olbrzymie, zapomniawszy słowa olbrzym. Pięć lat później słowo nadal funkcjonuje w rodzinie. (Jakub)
Wszystko jest rzeczą gustu, więc stosowanie kryterium estetycznego w języku to kontrowersyjny temat. Weźmy słówko familekt (kalka językowa z angielskiego familect, nawiązująca też do polskich terminów dialekt, socjolekt). Słowo to z pewnością wypełnia lukę leksykalną, ponieważ nie ma innego, jednoznaczego terminu, który określałby języki rodzinne; jest też krótsze niż opisowe sformułowania: język familijny, domowy, rodzinny. Ale czy jest ładne? Moim zdaniem ― niekoniecznie. Oceniając estetyczną stronę dziecięcych słowostworów, zwróćmy jednak uwagę nie tyle na subiektywne odczucie piękna lub brzydoty, co na sugestywność brzmienia i obrazu, jakie wywołuje wyraz.
Brzmienie. Głoski występujące w języku wywołują określone skojarzenia emocjonalne (są one typowe dla konkretnego języka, nie zaś uniwersalne, co świetnie opisał Julian Tuwim w książce Pegaz dęba). Głoski a i o są raczej spokojne i jasne, głoska u jest ciemna i groźna, głoska e ― trochę niepokojąca i drażniąca. Podobnie ze spółgłoskami: wybuchowe (cz, dż, p, b) są dynamiczne i energiczne, szczelinowe (ś, sz, ch) lekko tajemnicze i uspokajające. Słowa mają też swoją melodię związaną z akcentem oraz z rytmem występujących po sobie sylab. Aby zbadać, jak naprawdę brzmi nasz słowostwór, powtórzmy go kilka lub kilkanaście razy, tak by jego warstwa brzmieniowa „odkleiła się” od sensu. Spróbujmy teraz określić, jaki nastrój budzi w nas dźwięk tego słowa ― jeśli jest on zgodny ze znaczeniem słowa, to świetnie!
Obrazowość. Z użytkowego punktu widzenia wyrazy istniejące w języku przyporządkowane są do siebie zupełnie przypadkowo. Nie ma żadnego powodu, by krzesło nazywało się krzesłem, to znaczy nie istnieje żadna mistyczna więź między istotą krzesła a jego nazwą ― i dlatego w innych językach na krzesło mówi się inaczej (jest to tzw. teoria konwencjonalności języka). Zarazem jednak niektóre wyrazy wchodzą ze sobą w szczególny dialog, a echa jednych słów pobrzmiewają w innych, przywołując konkretne obrazy: przykładowo słowo niezapominajka ma pewien sentymentalny urok właśnie dlatego, że przywodzi na myśl słowo zapominać. Przy ocenie słowostworów warto zadać sobie pytanie, czy obrazy i skojarzenia wizualne, które przywołuje na myśl neologizm, odpowiadają jego faktycznej treści. Z estetycznego punktu widzenia wartość neologizmu bierze się z jego pojemności znaczeniowo-obrazowej, a więc z tego, że mimo krótkiej formy podszeptuje nam różne ukryte sensy i skojarzenia. Dzięki temu słowo „migocze” znaczeniami. Wyrażenie wielkolutny okrut odsyła nas do wielkoluda i okrutnika, a jednocześnie zawiera ― chyba nieuświadomione przez kilkuletnią poetkę ― nawiązanie do słowa luty, „surowy, hardy”. O ile słowo locha w warstwie skojarzeniowej pozbawione jest jakichkolwiek związków z dzikiem i zwierzętami, to jego dziecięcy odpowiednik chruma od razu możemy umiejscowić w dźwiękonaśladowczej rodzinie czasownika chrumkać, podczas gdy końcówka -ma przywodzi na myśl słowo mama.
Pomyślmy więc: jakie inne słowa lub obrazy przywołuje nasz wyraz? Czy skojarzenia te są trafne, oddają i wzbogacają znaczenie wyrazu?
4. Prawo dopasowania
Krowa z krowiętami ― takie określenie na cielęta wymyśliłam jako berbeć. Funkcjonuje w rodzinie do dziś. (Agineszka)
Torturca ― o starszym bracie który nie jest miły dla młodszego brata, zabiera mu zabawki, chowa przed nim piłkę, albo ― co jest najgorsze ― objada się na jego oczach powoli ostatnim ciastkiem. (Magda)
Moja pięcioletnia siostrzenica mówi, że coś jest nanibane, gdy jest na niby. (Maria).
Piękno pięknem, jednak aby słowo było poręczne dla użytkowników języka spoza rodzinnego grona, musi w pewien sposób dopasowywać się do reguł i norm polszczyzny, np. korzystać z przyrostków i przedrostków typowych dla języka polskiego. Słysząc słowo torturca, intuicyjnie wyczuwamy jego znaczenie, ponieważ przyrostek -ca jest dość popularnym formantem tworzącym nazwy osobowe (rozjemca, kierowca, sprzedawca). Z kolei wyraz nanibane w oczywisty sposób wywodzi się od na niby, ale ma regularną końcówkę -any charakterystyczną dla strony biernej (ugotowane ― ktoś to ugotował, nanibane ― ktoś to pomyślał na niby). Mimo że młode krowy to cielęta, a nie krowięta, to ta druga nazwa jest dla nas całkiem jasna (i znacznie bardziej logiczna od przyjętej), ponieważ utworzono ją według schematu kot ― kocięta, ptak ― ptaszęta. Analizując słowa rodzinne, zwróćmy uwagę na to, czy budowa wyrazu lub wyrażenia naprowadza odbiorców na trop znaczeniowy. Czy bez definicji bylibyśmy w stanie odgadnąć, co to słowo znaczy?
5. Prawo tradycji i rodzimości
Liczenka to według mojego syna kalkulator. (Maria)
Wygarniałka, czyli takie coś z gumową końcówka do wygarniania zawartości misek. (Joanna)
Cijać ― tańczyć. Dlaczego? Bo Krakowiaczek ci ja… (Marta)
Na koniec warto pamiętać jeszcze o dwóch aspektach słowa, które w kulturze języka polskiego określa się jako kryterium narodowe i kryterium tradycji. Polegają one m.in. na uznaniu nadrzędności form polskich nad zapożycznymi. Nie oznacza to, że dla słów pochodzących z innych języków nie ma miejsca w polszczyźnie (takie stanowisko to tzw. puryzm językowy), a jedynie tyle, że w przypadku istnienia dwóch równoznacznych elementów języka pierwszeństwo powinniśmy dać temu, który jest rodzimy (porównawczy zamiast komparatystyczny, uczucia zamiast emocje) lub mocniej osadzony w historii i w tradycji języka polskiego. Kryteria te są swego rodzaju mechanizmem bezpieczeństwa zapobiegającym zerwaniu więzi z polszczyzną historyczną.
Jak możemy rozumieć to kryterium w odniesieniu do naszego programu? Zachęcamy was do tego, by przyglądać się słówkom, które mogłyby stać się alternatywą dla wszędobylskich anglicyzmów w naszym języku potocznym, także tych już zakorzenionych (weekend, snacki, show, tablet, puzzle…). A może niektóre z dziecięcych słowostworów zawierają zapomniane już słowa lub dawne, a dziś mniej produktywne przyrostki (np. -ba, -idło, -dziej, -ota)? Nie zależy nam na rugowaniu zapożyczeń z leksykonu języka polskiego, ale namawiamy, by podjąć dialog z dziedzictwem polszczyzny. Dobrym tropem są też słowa, które w ciekawy i nieoczywisty sposób nawiązują do kanonicznych tekstów kultury polskiej (jak cijać od fragmentu utworu Krakowiaczek ci ja).
Małgorzata Leszko, językoznawczyni
[1] Inspiracją do sformułowania wskazówek były kryteria oceny innowacji językowych stosowanye przez osoby zajmujących się poprawnością i kulturą języka, zebrane m.in. w książce Adama Markowskiego Kultura języka polskiego ― teoria, zagadnienia leksykane. Niektóre kryteria, np. autorytetu czy kryterium uzualne, zostały z oczywistych powodów pominięte; inne zostały zainterpretowane na potrzeby programu DoMowy.